top of page

Zakład powroźniczy Lin-sznur, czyli historia z niejedną historią

Zakład powroźniczy jak widnieje na firmowej tabliczce działa od roku 1863, czyli od Powstania Styczniowego. Czarny humor powstania warsztatu jest taki, że zwiększyło się zapotrzebowanie na stryczki… Brak jest dokumentów poświadczających jego rejestrację, a więc dlaczego powstał w roku Powstania Styczniowego nie wie nikt.

Ważne jednak, że ten moment jako założycielski przekazywany został przez kolejne pokolenia, bo historia trwa, chociaż w dużo mniejszym wymiarze niż w wieku XX …

Zmienił się też Plac Grzybowski, gdzie jeszcze kilka lat temu był duży sklep chemiczny i kilka innych małych rzemieślniczych sklepików, a dziadek Pana Marka miał też Zakład Tapicerski. Dzisiaj z tych dawnych pozostał tylko Lin-sznur i sklep z farbami. Pozostałe to nowoczesne sklepy z biżuterią, świecami, winoteka. Ludzie przychodzą, bo znają, pamiętają, czasami trafiają tu przez przypadek po zwykły, ozdobny albo specjalistyczny sznurek do suszarek, czy żaluzji, taśmę pasmanteryjną albo żeby coś powiesić na ozdobnym sznurku, albo po sznurek do skakanki… Właściciel Marek Narzelski wprowadził też by wzbogacić ofertę specjalistyczne linki wspinaczkowe, do paralotniarstwa i żeglarstwa, a także hamaki. Ten asortyment przez lata transformował. Kiedyś sprzedawał się inny, np. z dawnych dostaw pochodzą sieci (białe, czarne), traktowane jako półprodukt do wykonania sieci, czy białe worki na gruz – obecnie wrzucany do kontenerów, albo grube liny budowlane, ciesielskie, skręcane jeszcze w warsztacie. Właściciel mówi, że „po długości liny można poznać czy jest z fabryki czy z warsztatu rzemieślniczego”, bo tzw. droga powroźnicza mogła mieć 20, 30, 50 lub 60 metrów długości, nie więcej” i tylko na taką długość można było skręcić sznur.

Kiedyś ludzie używali też więcej sznurków i linek, dzisiaj właściwie nie są potrzebne. Juta wyparła sizal, który jest coraz trudniej dostępny, a w latach 70. I 80.XX sizal świecił triumfy. Pomysłowa babcia zatrudniała kobiety, które wykonywały z barwionego sizalu abażury, lecz z tamtych lat nie pozostał niestety żaden… była też absurdalna afera, że miejski sklep przejmuje dostawy potrzebnego do snopowiązałek sznurka… Wykonywano także ozdobne ramy okręcane sznurkiem i podeszwy do espadryli… Babcia miała pomysł na swoją rzemieślniczą działalność i dzięki niej zakład „Powroźnictwo. Maria Wencel” prosperował w tych latach kiedy go prowadziła świetnie. Później było już różnie, ale jeszcze do początku XX wieku skręcanie sznurów szło pełną parą. Dopiero ostatnie lata to już spadek produkcji, rzemieślniczo skręcanych sznurów. W ostatnich latach przestawała być sprawna stara maszyna powroźnicza, która w końcu trafiła na złom, kiedy stała się zbyt niebezpieczna dla pracowników. Nie myślał już, by inwestować w nową, bo taka działalność o małej skali wg właściciela nie ma szans na duży sukces. Handel przeniósł się do centrów handlowych, albo do Internetu, a małe warsztaty mają coraz mniejszą rację bytu.

Jeśli przetrwają to jak mówi Marek Narzelski „na zasadzie uśmiechu do historii i tradycji”, bo jednak żal zostawić to, co budowało kilka pokoleń.

Przed wojną rodzina mieszkała w Grodzisku Mazowieckim, później na Powiślu przy Iłżeckiej (na tyłach Żwirki i Wigury). Przed wojną dostali intratny kontrakt dla wojska na popręgi dla kawalerii i wtedy nastąpiły dobre czasy. Tuż po wojnie warsztat powroźniczy mieścił się tutaj niedaleko, w ruinach na między Królewską a Próżną. Sklep został założony pod koniec lat 40.XX w. jak wyremontowano kamienicę na Placu na Grzybowskim i wtedy przeniósł się też warsztat i był „za plecami”.

Teraz zajmują się głównie handlem produktami innych wytwórców. Ciągle jeszcze konfekcjonują z gotowej przędzy na klębczarce lub zwijarce, czyli motkowaniem lub kłębkowaniem. W sklepie jest też drewniana obręcz do roweru można przypuszczać, że nawet nie sprzed II a sprzed I wojny, z krzyżakiem i kołkami, która służy do nawijania jako zwijarka do zwijania grubszych i cieńszych lin. Zawsze była zamocowana w sklepie i w wolnej chwili można było zająć się konfekcjonowaniem, bo to co charakterystyczne dla tego zakładu to sznurki zwijane w motki lub kłębki. Zostały jeszcze sznurki z dawnych czasów i te skręcane w warsztacie i te konfekcjonowane: np. papierowe do obwarzanków, sznureczki brukarskie, sznurki malarskie do zaznaczania linii, bawełniany sznurek wędliniarski, którego kiedyś sprzedawało się dużo przed świętami, jest lniana woskowana dratwa dla szewców w różnych kolorach, czarny sznurek do wahadełek, (bo w czarnym więcej magii;), są poliestrowe sznureczki do bombek ze złotą lub srebrną nitką, sznurek konopny na modne ostatnio konopne myjki. Jest szeroki asortyment sznurków i sznureczków w różnych kolorach do dekoracji, ozdób, makramy. Zdarza się, że zaglądają tu studenci rzeźby z ASP po jutowe płótno ogrodnicze używane jako zbrojenie do gipsu. Pojawiają się także plastycy, scenografowie, którzy poszukują ciekawych materiałów do swoich realizacji. Zawsze bezcenne w takich miejscach są rozmowy z tymi, którzy znają swój fach i mogą precyzyjnie doradzić, by dobrać najbardziej optymalny towar: najbardziej adekwatny kolor, czy najwłaściwszą grubość sznurka – zgodnie z życzeniem klienta.

W takim miejscu wszystko jest historią – i mury pamiętające poprzednie pokolenia, wystrój, i te nieliczne sznurki leżące na półkach od lat, i waga przywieziona po wojnie z Wrocławia, na której waży się filc, w których wszystko ma swój cel i pręt na ladzie do osadzania szpul i wiszący na sznurku nóż do odcinania sznurków. Nie ma nawet terminala, by płacić kartą. Pa Marek mówi „jak tradycyjnie, to tradycyjnie” 😉.

 

 

Asortyment poniżej:

 

https://www.soldy.pl/linsznur/

 

https://www.lin-sznur.pl/

fot. Małgorzata Jaszczołt

bottom of page